Szybki Kontakt:

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Dlaczego zakochałam się w „Esencjaliście”

Ile razy w zeszłym tygodniu zdarzyło Ci się powiedzieć: „nie ogarniam”? A może bez namysłu mówisz: „tak”, gdy ktoś Cię prosi o przysługę, a już po chwili tego żałujesz? 

Jeśli rozpoznajesz siebie przynajmniej w jednej sytuacji, widzę dla Ciebie ratunek. To esencjalizm. Brzmi poważnie, trochę jak egzystencjalizm, ale to idea prosta do zrozumienia.

Jej twórcą jest Greg McKeown, autor książki „Esencjalista”, bestsellera „New York Timesa”. Po raz pierwszy usłyszałam o tej książce w podcaście Wardaszki, „Marki Testowane na Ludziach”, w odcinku nr 12, którego gościem był Dominik Juszczyk. 

Wysłuchałam, zamówiłam i kiedy tylko zaczęłam czytać „Esencjalistę”, średnio co trzecie zdanie wywoływało u mnie reakcję „wow” albo „przecież to o mnie!”. Oto przykłady zdań, które przyjęłam z entuzjazmem:

„Są trzy głęboko zakorzenione założenia, które trzeba pokonać, żeby podążyć drogą esencjalizmu: „Muszę!”, „To bardzo ważne” oraz „Mogę zrobić jedno i drugie”.

Brzmi znajomo? 

„Kiedy rezygnujemy z możliwości wyboru, coś innego lub ktoś inny dokonuje go za nas”.

Ale, żeby nie było tak łatwo:

„Musisz jednak znaleźć w sobie odwagę, ponieważ zawsze gdy nie potrafisz zmusić się do odrzucenia czegoś nieważnego, w rzeczywistości biernie się na to godzisz”.

Tak, przekonałam się o tym wiele razy. I jeszcze na koniec, coś, co świetnie odzwierciedla mój sposób myślenia o większości zadań:

„[…] mamy skłonność do myślenia o działaniu jako czymś trudnym i najeżonym przeciwieństwami – czymś, do czego trzeba siły”. 


Dziś, kiedy piszę ten artykuł, jestem po trzykrotnej lekturze „Esencjalisty”. I pomyślałam, że z tej okazji przeprowadzę wywiad z samą sobą, by wytłumaczyć, skąd ten zachwyt nad tym, co napisał McKeown. 

Co zachwyciło mnie w „Esencjaliście”?

Prostota. No i to, że miałam wrażenie, że jest to książka w 100% o mnie. Esencjalizm nie jest skomplikowaną ideą. Słowo klucz to „wybór”. Trzeba to sobie tylko uświadomić, a potem ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć. Dodam też, że esencjalizm odnosi się do każdej płaszczyzny życiowej, nie tylko tej zawodowej. Od szafy po relacje rodzinne, korzystaj, jak chcesz.

Dlaczego czytałam go aż 3 razy?

Za pierwszym razem połknęłam tę książkę z zachwytem. Czytałam łapczywie i myślałam: „To wszystko ma sens. Ale to proste!”. Ale potem nie zmieniało się nic. Nadal przegrywałam w pojedynku z czasem. Nie malała frustracja wywołana zapchanym kalendarzem. 

Przeczytałam drugi raz. Tym razem zrobiłam notatki. Wypisałam najważniejsze zdania, ale to wciąż było za mało. Co jest ciekawe, bo przecież cały czas towarzyszyło mi odczucie, że „esencjalizm jest taki prosty”. 

Stwierdziłam, że się nie poddam, bo miałam dość samej siebie wiecznie zmartwionej i przytłoczonej. Sięgnęłam po książkę po raz trzeci i wnikliwie ją przeczytałam. Tym razem często się zatrzymywałam i każdą sytuację odnosiłam do siebie. Zadawałam sobie konkretne pytania. Zapisywałam je wraz z odpowiedziami na kartce. No i najważniejsze – zaczęłam to realizować.

Jakie zmiany wprowadziłam po przeczytaniu „Esencjalisty”?


 E-book? Nie, dziękuję

Doszłam do tego, na czym naprawdę powinnam się skoncentrować. Jeszcze niedawno prześladowały mnie myśli, by pozyskiwać nowych klientów na wiele sposobów. Piszę teksty, wprowadziłam usługę konsultacji, planowałam wydanie e-booka, a potem mastermindy. Dużo wszystkiego naraz, czułam się totalnie przytłoczona tymi pomysłami. Dokonałam wyboru i na razie koncentruję się na jednej rzeczy. Wszystko w swoim czasie. Niby to nic takiego, ale poczułam się o wiele lżej!

Wyrzuciłam listę „to do”

Druga rzecz to planowanie. Zamiast pisać długie listy „to do” na każdy dzień, zaczęłam planować działania z uwzględnieniem buforów czasowych. Staram się też wybrać jedno najważniejsze zadanie na dzień. Brzmi fajnie, ale to niełatwe. Czasem wpatruję się w kalendarz i czuję, jak kiełkuje myśl: „Nie ogarniam”, ale szybko wywalam ją z głowy. Udana realizacja chociaż jednego dnia daje niesamowitą satysfakcję i wiarę w to, że jutro też dam radę.

Terminy trochę jak NFZ

Trzeci filar esencjalizmu w moim wydaniu – mówienie „nie”. W moim przypadku to bardziej realistyczne podawanie terminów. Z tą myślą wciąż mi niewygodnie, ale uczę się przedstawiać klientom realne terminy realizacji zleceń. Pisanie tekstów wymaga przestrzeni. Nie jestem w stanie pisać 6 godzin dziennie, utrzymując pełen poziom skupienia, zaangażowania i kreatywności. Mam świadomość, że nie czyni to ze mnie najbardziej konkurencyjnej copywriterki na rynku i nie każdy klient będzie chciał czy mógł poczekać. Ale z dwojga złego lepsze to niż pisanie na akord treści, z których ani ja, ani zleceniodawca nie będziemy zadowoleni.


Przyznaję, że zachwyciłam się esencjalizmem. Do tego stopnia, że wciągnęłam się w podcast Grega McKeowna „What’s Essential”

Lubię go słuchać od rana, kiedy biegam. Endorfiny i dawka pozytywnej motywacji potrafią naładować mnie na cały dzień. Greg McKeown gości u siebie autorów książek rozwojowych i zwykłych ludzi, którzy podobnie jak ja, zmagają się planowaniem, tempem życia i poczuciem przytłoczenia. Polecam z całego serca!


PS Jeśli jesteś po lekturze „Esencjalisty”, daj znać! Ciekawa jestem, czy idea esencjalizmu też zrobiła na Tobie takie wrażenie.

To też może Cię zainteresować:

Podobało Ci się? Udostępnij na swoim profilu: