Wyznanie żony
„Ja nie mógłbym pracować z żoną” – takie słowa padają w naszym biurze równie często jak pytanie „Dlaczego tak drogo?”. Wizja pary prowadzącej wspólnie biznes obrosła w wiele stereotypów. Oczywiście, ile par, tyle historii. Dlatego opowiem naszą.
Okres godowy
Założyłam Studio Przy Lesie w 2010 roku. Żeby nie było zbyt łatwo, w tym samym roku zaszłam w ciążę. Tomek pracował na etacie, więc miał ograniczone możliwości czasowe, by rozwijać firmę. I tak wyglądały pierwsze lata w naszej firmie, czyli dokładnie… osiem. I w ciągu tych lat mocno karmiłam się wizją wspólnej pracy. Wyobrażałam sobie, że będzie super. Luz, sielanka. I że nie będziemy już pracować wieczorami.
Jeśli zastanawiacie się, jaki klimat wtedy panował, to oczywiście bardzo dobry. Bo w zasadzie nie pracowaliśmy razem. To trochę jak z parą, która się spotyka i wszystko idzie jak po maśle, dopóki jedna szczoteczka do zębów nie zakotwiczy na stałe obok drugiej.
No to jesteśmy razem
W końcu moje marzenie się spełniło. Zaczęliśmy pracować biurko w biurko. I nagle okazało się, że podstawową formą komunikacji między nami jest e-mail. Jeśli ktoś spodziewa się, że większość dnia spędzamy razem, dużo rozmawiamy albo planujemy wakacje, to u nas tak to nie wygląda. Owszem, zdarzają się przerywniki i czasem wjedzie jakiś filmik z YT dla rozrywki albo przerwa na drożdżówkę. Ale to czasem. Z reguły każdy ma swoją pracę do wykonania i najzwyczajniej w świecie nie ma czasu na pogawędki przy ekspresie do kawy. Nigdy nie pracowałam w korpo i nie wiem czemu, wydaje mi się, że tam tak właśnie jest.
To był taki rys historyczny. A teraz czas na konkrety.
Czasem śmieszno, czasem straszno
Podział ról jest klarowny i nie wchodzimy sobie w drogę poza nielicznymi sytuacjami. Wspólnie omawiamy projekty, wizję, harmonogramy. Tu naprawdę idzie gładko, aż do momentu, gdy staję się cenzorem tego, co stworzył Tomek. I czasem jest luz, a czasem mówię różne straszne rzeczy. No wiecie, takie że „ja się pod tym nie podpiszę” albo coś w tym stylu. A Tomek ostro walczy o swoje, no i jest dym. Kiedy już kurz opadnie, znajdujemy wspólne rozwiązanie. To się chyba fachowo nazywa kompromisem. Strasznie nie lubię tej roli jednoosobowej widowni. Tomek się stresuje, ja staram się być miła. A potem kończy się jak zawsze.
Ale żeby nie było tak źle – są tematy, które w 100% kupuję od razu. Wtedy trwa to jakieś 5 minut i każdy z niewymownym poczuciem ulgi idzie w swoją stronę.
Co jeszcze jest wyzwaniem?
Oboje mamy naleciałości genetyczno-charakterologiczne. Na przykład Tomek dużo mówi, a ja trochę mniej. I czasem podczas spotkań z klientami irytuję się, gdy on tyle mówi. Co ciekawe, klienci chyba tak nie uważają. Albo są mili.
To chyba największe rysy na lustrzanej tafli wspólnej działalności. Kiepskie bywa też to, że jeśli na płaszczyźnie domowej coś nie styka, to niestety przenosi się to na pracę.
A co jest fajne?
Pozytywna energia. Naprawdę. Wbrew temu, co napisałam wyżej, mocno się wspieramy w poczynaniach zawodowych. Nigdy nie usłyszałam od Tomka, że nie dam sobie z czymś rady, choć bywało, że to właśnie mój wewnętrzny głos krzyczał do mnie straszne rzeczy. Ten przesył pozytywnej energii jest dwukierunkowy i naprawdę bardzo dobry. Bez większych zakłóceń.
Kiedy wymyśliłam sobie Literówkę, czyli własny projekt dotyczący copywritingu, Tomek bardzo mi kibicował.
Ogólnie wspólna praca jest naprawdę OK. I tak, rozmawiamy o niej w domu, ale nie mamy z tym problemu.
Wyznanie męża
Jak pracuje się z żoną? Na ten temat mógłbym napisać chyba małą powieść. Pracujemy razem od wielu lat. Spotykamy się w tym temacie z różnymi opiniami np. „dajecie razem radę tyle czasu w ciągu dnia?”; „ciągle razem – w pracy, w domu” itd.
A tak naprawdę wspólna praca to wspólna pasja. Tak – nasza praca jest naszą pasją i tego życzę każdemu, aby mógł robić to, co lubi. Nakręcamy się nowymi tematami, często mamy „konstruktywne kłótnie”, po których rodzi się mnóstwo kreatywnych pomysłów.
Każdy z nas wzajemnie się uzupełnia w naszej pracy – nie ma szef/szefowa, że ktoś jest bardziej lub mniej ważny. Jesteśmy partnerami zarówno w życiu osobistym jak i zawodowym – i to naprawdę działa.
Kolejnym istotnym elementem jest wzajemna edukacja. Jako, że wspólnie działamy w jednym teamie, a każdy z nas stara się poszerzać zakres swojej umiejętności, którymi później się dzielimy – nasza skuteczność rośnie z dnia na dzień. W dzisiejszych czasach jednym z podstawowych problemów jest brak czasu. Nawet dla osób dobrze zorganizowanych doba jest za krótka. A dzięki temu, że pracujemy razem, wymiana wiedzy pozwala nam więcej przyswoić i przełożyć na nasze działania.
Obydwoje lubimy kontakt z klientami. Wspólne spotkania, rozmowy, dyskusje – to jest niesamowite. Poznajemy wielu ciekawych ludzi, oni spotykają nas, tworzą się relacje – kolejny pozytywny aspekt wspólnej pracy.
I to nie jest tak, że jesteśmy razem 24h na dobę – czasami wręcz musimy się umawiać, aby przedyskutować jakiś temat albo korzystamy z komunikatorów.
Jednak to wszystko powoduje, że to co robimy, robimy wspólnie, a to z kolei jest tym czymś, co nas łączy – jako firmę i rodzinę :)